Chyba każdy z nas zastanawiał się „co chce w życiu robić”?

Byłam hostessą, merchandiserem, kelnerką, sprzedawcą, przedstawicielem handlowym. Zwyczajnie - „człowiek orkiestra”

Nigdy w życiu żadna z tych prac nie dawała mi satysfakcji. Wręcz przeciwnie - myśl, że tracę tu czas lub stoję w miejscu, spowodowało, że dłużej tak nie mogło być. Całkowite wypalenie zawodowe. Sytuacja jak z bajki: „Once upon a time.....”. Serfując, niestety nie po wodach Dalmacji, lecz w internetowej sieci, wyłowiłam parę tematów zza Oceanu, które w jakiś sposób były moją ogromną inspiracją. Problem był w tym, że wymagało to umiejętności szycia, którego ja absolutnie nie posiadałam... Maszyna mojej Mamy stała sobie sama, używana może raz w roku. Przeniosłam ją do swojego pokoju. Starałam się z nią telepatycznie zaprzyjaźnić. Wymagało to sporego zaangażowania ze strony laika by zaczęła robić to, co ja chciałam... Kilka złamanych igieł, dziwne dźwięki z silnika, materiał i nici w bębenku... to nie był powód do szczęścia.

Następnego dnia znów to samo.... i tak próby trwały koło roku. Szyłam szelki dla kota, rękawiczki i inne, ale dalej nic z tego. W końcu nastąpił przełom. Uszyłam poduszkę z której byłam DUMNA (ale patrząc dziś na jej zdjęcia...widzę, że to była ślepa miłość). Wystawiłam (wtedy na nieznanym zbytnio w Polsce) portalu internetowym.

cms-img

cms-img


W pierwszym miesiącu było - ok, w drugim - dobrze, w trzecim - wow, a następne miesiące to wprowadzenie lnu oraz dobrej jakości bawełny, a przede wszystkim zakup hafciarki. Skupiłam się już wyłącznie na hafcie komputerowym. Poduszki personalizowane - to one spowodowały, że zakupiłam kolejne hafciarki i pozostałe maszyny.

Dziś mam już swoją pracownię, warsztat oraz mały magazyn na strychu. Pracuję w domu, co ma plusy i minusy, ale to dalej moja ogromna pasja. Dzieci wracają z przedszkola i zajmujemy się sobą. Weekendy spędzamy rodzinnie. Mamy ogromny, ponad hektarowy ogród, który również jest moją pasją.

W swoim 35-letnim życiu - od lat robię to, co kocham.